11.10.2017

Spider-Man: Homecoming

 

Spider-Man po wydarzeniach z Civil War wraca do domu, by udowodnić Starkowi, że nadaje się na jednego z Avengers. Tony początkowo nie ma wielkiej wiary w umiejętności młodego Parkera, który próbuje pogodzić swoje życie prywatne z obowiązkami superbohatera. W czasie kolejnych przygód Spider-Man będzie musiał stawić czoło groźnemu przeciwnikowi o pseudonimie Vulture.


 

Do dzisiaj pamiętam swój pierwszy film o przygodach człowieka-pająka, wówczas był to wstęp do trylogii Sam Raimiego, a owe produkcje zapoczątkowały we mnie miłość do sympatycznej postaci Petera Parkera. Na przestrzeni lat powstało dokładnie pięć filmów przedstawiających genezę Spider-Mana oraz jego dalsze losy. Niestety sprzedanie prawa do pajęczaka wytwórni Sony nie było dobrym krokiem ze strony Marvela, który dopiero budował swoje wielkie Uniwersum. Po pięciu lepszych, lub gorszych staraniach, Sony odsprzedało Spider-Mana do Marvela, widząc kasowy sukces innych filmów superbohaterskich i tak wspólnymi siłami powstało Homecoming, a wcześniej wprowadzenie Petera do Civil War
Na wstępie trzeba zaznaczyć, iż nie jest to typowy film Marvela. Nie przedstawia on schematycznej genezy bohatera, wiemy jaka tragedia spotkała Petera i jego ciocię, wiemy skąd wzięły się moce pajęczaka, ponieważ to wszystko już widzieliśmy w dwóch filmach oraz kreskówkach. Twórcy nie zamierzali powtarzać tego, co zaprezentowane zostało w poprzednich odsłonach, natomiast sprostali oczekiwaniom widzów i przedstawili Spider-Mana, takiego jakiego pragnęła spora część fanów. 
Powiem szczerze, że po Civil War nie byłam przekonana do Toma Hollanda, jako Petera Parkera, czy też Spider-Mana i niestety ten film dalej nie pozwolił mi ukształtować swojego konkretnego zdania. Holland wydaje się być zaangażowany w swoją rolę, może nawet nie musi udawać, że świat Avengers go ekscytuje. Zapewne na wielu płaszczyznach potrafi znaleźć w sobie piętnastolatka, bawiącego się mocami i kostiumem od Tony'ego Starka. Niestety muszę to powiedzieć, ale Peter Parker z początku filmu niesamowicie mnie irytował swoją nachalnością. Potrafił wysyłać tuzin SMS'ów i wydzwaniać do asystenta Tony'ego, że jest gotowy na kolejną misję i może coś zrobić. Rozumiem młodzieńczą fascynację, w końcu sama miałam te piętnaście lat i chciałam czuć się potrzebna, ale mimo to, potrafiłam trzymać nerwy na wodzy. Niestety Peter tego nie okazywał, dziwiąc się, dlaczego Stark do niego nie dzwoni. Oczywiście później postać przechodzi wewnętrzną przemianę, zaczyna rozumieć, że nie jest bohaterem dzięki kostiumowi oraz woli zostać zwyczajnym, codziennym obrońcą.
Niesamowicie podobały mi się sceny Spider-Mana, jako bohatera z sąsiedztwa. Zajmował się drobnymi przestępstwami, pomagał zagubionym staruszkom, i zdecydowanie ta kreacja pajęczaka trafia do mnie bardziej, niż heros na miarę Iron Mana. Marvelowi potrzebni są zwyczajni bohaterowie, z którym każdy z nas może się utożsamić.
Plusem produkcji jest niewątpliwie jej unowocześnienie. W trylogii Raimiego oraz The Amazing Spider-Man nie starano się przełożyć bohatera na nasze czasy. Peter Parker robił zdjęcia, Spider-Man był gwiazdą pierwszej strony gazet, natomiast Homecoming ukazuje Spider-Mana jako rozpoznawalną osobowość YouTube'a, a sam Peter Parker kręci vloga podczas akcji Civil War. Postać odpowiadająca naszym czasom niewątpliwie trafia do młodego widza, a także będziemy w stanie rozumieć jego ekscytację, jako ludzie mający styczność z internetową modą na co dzień.
Przyjazny dla oka lekki styl oraz konstrukcja, przypominają starszym widzom kreskówki oglądane wieczorami w telewizji, a dzięki temu ani na chwilę nie towarzyszy nam uczucie przepychu. Najbardziej kolorowy i wyróżniający się, jest strój Spider-Mana, co dla każdego reżysera filmu, powinno być oczywiste, by wyeksponować odrębne elementy, nie należące do codziennego świata.
A skoro o przepychu mowa, większość osób po obejrzeniu zwiastuna przyjęła sobie założenie, że film będzie bazował na postaci Tony'ego, by przyciągnąć widzów do kina. Co jest na szczęście mylne, ponieważ Homecoming od początku do końca skupia się na tytułowym bohaterze, natomiast Iron Man pełni funkcję mentora, który pojawia się okazjonalnie. Dla występu Tony'ego warto zobaczyć ten film, ponieważ znany egocentryczny miliarder nagle staje się niejako odpowiedzialny za niedoświadczonego Petera, odkrywa nieznaną wcześniej twarz i przez wszystkie sceny widzimy w nim troskliwego opiekuna.
Film nie stara się oszukiwać widza na siłę. Bohaterowie nareszcie przypominają prawdziwych nastolatków, ze szkolnymi problemami oraz ukazane zostało życie przeciętnego ucznia liceum. Również tutaj przewija się unowocześnienie, gdyż znany z poprzednich odsłon, Flash Thompson zamiast stosować przemoc wobec Petera, zwyczajnie gnębi go słownie, wymyśla mu pseudonimy i zachęca do tego samego pozostałych uczniów. Już pomijając fakt, iż umięśniony osiłek zdecydowanie nie wpasowałby się do szkoły dla ścisłowców.
Ze szkołą w parze idzie również miłość głównego bohatera, która nareszcie nie była przesadzona oraz adekwatna do wieku. Relacji Petera z Liz nie możemy nawet nazwać prawdziwą miłością, prędzej typowo młodzieńczym zauroczeniem.
Bardzo pozytywnie wypadł Michael Keaton jako Vulture. Marvel nigdy nie przedstawił złoczyńcy, którego intencje byłyby dla nas zrozumiałe, nawet uwielbiany przez wszystkich Loki dokonuje podbicia Ziemi, aby Odyn zobaczył jego możliwości. Nie. Vulture został przedstawiony jako antagonista sprzedający broń z kosmicznym zasobem, dla dobra rodziny. W jednej scenie potrafi zagrać przeciwnika Spider-Mana w ogromnych, metalowych skrzydłach, a w następnej widzimy go jako kochającego męża oraz ojca. Aktor wypadł rewelacyjnie we wspomnianej wszędzie scenie w samochodzie, gdzie rozmawia z Peterem. Czuć aurę tajemniczości, a także grozę, którą Keaton świetnie oddawał. Nie obraziłabym się, gdyby w przyszłości znowu przyjął rolę przeciwnika Parkera. Jego motywacje były ludzkie, dzięki czemu łatwo możemy zrozumieć bohatera oraz niekiedy zacząć mu kibicować.
Film nie posiadał znaczących dla fabuły błędów, albo niedociągnięć. Jedynym moim problemem ze Spider-Man: Homecoming jest niestety niszowy humor. Może już jestem za stara na takie produkcje, albo zwyczajnie nudna, jednakże niewinne żarciki o szukaniu porno na komputerze, albo dziewczęce zabawy w kogo chcą pocałować, kogo zabić, a z kim iść do łóżka, zwyczajnie mnie nie bawią. Na cały ponad dwugodzinny film uśmiechnęłam się może trzy razy. A szkoda, bo w innych filmach Marvela humor jest wyszukany i pasujący do sytuacji. Mam świadomość przystosowania filmu do konkretnej grupy wiekowej, ale umówmy się, iż mając te maksymalnie szesnaście lat, zapewne dowcipy o przerobionym imieniu głównego bohatera na bardziej obrażające, zdecydowanie nie leżałyby w moim guście. Po prostu wiem, że studio stać na o wiele wyższy poziom humoru.

 

Podsumowując tę przesiąkniętą plusami opinię, powiem krótko, iż Homecoming jest produkcją bardzo luźną. Nie wprowadza nam niczego konkretnego dla rozbudowania uniwersum, jedynie postać Tony'ego Starka daje się poznać od zupełnie innej strony. Niszowy humor sprawia, że film w początkowej fazie niesamowicie się dłuży, a jakąś akcje dostajemy dopiero po połowie czasu. Spodoba się na pewno osobom w przedziale wiekowym trzynaście-szesnaście, może z zahaczeniem o siedemnaście lat. Niestety ja mam dziewiętnaście i poza lekkim przedstawieniem losów Spider-Mana nie mogę doszukiwać się ukrytych morałów, ani nie gwarantuję świetnej zabawy. 
Tom Holland jako nowy pełnoprawny Spider-Man/Peter Parker na razie mnie nie kupuje. Owszem, jest sympatycznym nastolatkiem, fanem Gwiezdnych Wojen i niesamowicie zafascynowany Avengers, ale to jeszcze nie wystarczy. Wciąż jestem obrońcą Andrew Garfielda, gdyby tylko miał inną historię w drugiej części... 
Pożyjemy, zobaczymy. Może Peter wykaże się w Infinity War, aczkolwiek wątpię, biorąc pod uwagę ilość obsady oraz planowanych wątków i główną fabułę.  

4 komentarze:

  1. Ja tam bardzo lubię Toma w tej roli,wydaje mi się, że świetnie bawił się tą rolą i mi się to podobało. Scen z Tony'm jak wiesz dla mnie było zdecydowanie za mało, ale to przez moją miłość xD
    Uwielbiam czytać Twój punkt widzenia, bo zawsze w większości się z tym zgadzam. Mamy zbyt podobny gust.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się przyzwyczaiłam, że bardzo często mam odmienne zdanie i fani Marvela mnie mogą po prostu za to zjeść xD
      Na szczęście w "Infinity War" będzie bardzo dużo Tony'ego (I Steve'a, jejku jak ja tęsknię za ich wspólnymi scenami):D
      Bardzo mi miło. A to, że mamy podobny gust świadczy bardzo dobrze ♥

      Usuń
  2. Wstyd się przyznać, ale do tej pory nie obejrzałam żadnego całego filmu ze Spider-Manem, jedynie urywki ;)

    Pozdrawiam
    ver-reads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X